Uwaga!

piątek, 26 września 2014

I : Nawrócona buntowniczka

Dlaczego ten cholerny budzik się nie wyłącza? I kto, do diabła ustawił go na siódmą i to w sobotę? Zabije Chrisa, jak nic go dzisiaj zabije.
Czarna czupryna wychynęła spod kołdry i z wściekłością spojrzała na powód swojej złości. Czarno-czerwony budzik drgał jakby w konwulsjach i powoli zbliżał się do krawędzi stolika. Klara miała nadzieję, że spadnie i się rozbije. Niestety, wiązałoby się to z koniecznością zakupienia nowego. Z niechęcią złapała budzik w ostatniej chwili i wyłączając go, odstawiła z powrotem na miejsce.
Na ponowne zaśnięcie nie miała co liczyć. Była już całkowicie rozbudzona. Usiadła więc na łóżku po turecku i przeczesała palcami włosy, po czym związała je w kucyk. Słońce zdążyło już nagrzać podłogę, więc przejście do łazienki było całkiem przyjemne. Wróciwszy do pokoju sięgnęła po szorty, które leżały na krześle tak, jak je wczoraj rzuciła. Zaburczało jej w brzuchu. Włożyła więc urocze, jej zdaniem, kapcie z prosiaczkami, które dostała na zeszłe urodziny od Suzanne i poszła do kuchni.
Dom był opustoszały. Nawet mama, która zwykle już przed siódmą wstawała i szykowała śniadanie, jeszcze spała. Tak samo ten bachor Chris. Miała zamiar jakoś się zemścić. Po chwili namysłu w czarnej łepetynie zrodził się już złośliwy plan. Klara uśmiechnęła się i otworzyła lodówkę. Jako, że leniem była niesamowitym, nie chciało jej się robić śniadania, więc wyjęła tylko serek byle odrobinę zagłuszyć głód i przeczekać do śniadania. Usiadła na krześle przy oknie. Promienie słońca przyjemnie ogrzewały prawą część jej twarzy. Boże jak się cieszyła, że wreszcie skończyła szkołę. Przez kolejne dwa miesiące miała zamiar tylko i wyłącznie odpoczywać. Może namówi parę osób na wyjazd. Musiałaby znów zbajerować Bryana, żeby wypożyczył swój domek nad jeziorem. Chłopak je jej z ręki, więc z tym nie miałaby problemu. Kogo by tu zaprosić? Na pewno Jima i Lacy, Tom też nie miałby nic przeciwko, Sunny i Christiana, może Adam. Carter mówił, że wyjeżdża, ale nie mówił kiedy. Na pewno zbierze się parę osób.
Planowanie wyjazdu i ciepłe promienie złagodziły jej wojowniczy nastrój, poprawiły humor i odprężyły umysł. Uwielbiała planować takie zabawy. Przymknęła lekko oczy i oparła głowę o ścianę. Zaczęła już lekko drzemać, kiedy dobrze znane jej kroki przywróciły ją do rzeczywistości. Jej matka wparowała do kuchni niczym miniaturowe tornado, któremu lepiej nie wchodzić w drogę gdy się rozpędzi.
- Już wstałaś? - zapytała w przelocie.
- Tak, dzięki Chrisowi. Był tak dobry i ustawił mi budzik na siódmą - odparła Klara z przekąsem.
Matka odrzuciła głowę do tyłu i zaśmiała się.
- Porozmawiam z nim, żeby więcej tak nie robił - powiedziała, kiedy przestała się śmiać, choć uśmiech nie schodził jej z twarzy. Przygotowując śniadanie, zaczęła cichutko nucić. Klara mimowolnie uśmiechnęła się na to.
- O której się zbieracie? - zagadnęła matka.
- Umówiliśmy się na ósmą.
Lissa spojrzała na córkę z uczuciem. W przeszłości istniało między nimi wiele spięć, wynikających przede wszystkim z pretensji Klary, kiedy ta nie mogła pogodzić się z odejściem ojca i rozwodem. To był trudny czas dla nich obu. Ale przetrwały. W końcu zrozumiały, że zostały same i mogą liczyć tylko na siebie.
- Moja córeczka kończy dzisiaj dwadzieścia lat. Boże, kiedy to zleciało? - w jej głosie zabrzmiała tęsknota. Usta wygięły się w leciutki uśmiech, kiedy wspominała dzieciństwo swojej jedynej córki.
*
- Może ta?
Suzanne pokazała jej żółtą sukienkę na ramiączka. Klara spojrzała i od razu się skrzywiła.
- Absolutnie nie. Wyglądam w niej jak wielkanocny kurczak.
- To dlaczego ją kupiłaś?
- Nie kupiłam. Dostałam na zeszłe urodziny od babki. Ani razu jej nie założyłam, jest okropna. Ale jak ci się podoba, możesz wziąć. Tobie w tym bardziej do twarzy. Wezmę chyba tą - wskazała na sukienkę, którą właśnie przymierzała. Czarną i obcisłą na biuście, na delikatnych ramiączkach, a dalej białą, rozkloszowaną, w jakieś abstrakcyjne, kolorowe wzory.
Suzanne pokiwała głową.
- Niezła. Płaski czy obcas?
- Płaski, zamierzam dzisiaj się bawić. Gdzieś tu miałam te czarne baleriny. Ach! Są - włożyła je na stopy i zmierzyła się krytycznym wzrokiem w lustrze. W końcu aprobująco skinęła głową. Odwróciła się do Suzanne.
- A ty co wybrałaś?
- Wypożyczę od ciebie tę fioletową. Jest świetna.
- Nie ma sprawy. Zostało nam... godzina, odjąć dwadzieścia minut na dojście, więc jeszcze czterdzieści minut - podeszła do komody, nad którą wisiało lustro, a pod spodem wszystkie jej kosmetyki i pudełeczko z biżuterią. Z tyłu za nią, Suzanne ubierała się i mrucząc coś pod nosem, szukała butów. Choć Klara była wyższa o kilka centymetrów, obie miały taki sam numer butów, co było istnym zbawieniem dla obu. Później umalowały się nawzajem i wyszły.
Na miejsce dotarły szybciej niż się spodziewały. W knajpie było już kilku znajomych. Wszyscy przywitali się z nimi i złożyli życzenia Klarze. Dziewczyna odwzajemniała komplementy, dziękowała za życzenia i prowadziła swobodne rozmowy. Czuła się jak ryba w wodzie. Z każdą minutą ludzi przybywało. Przy stanowisku DJ'a stanął Max. Zabawa zaczęła się rozkręcać. Słońce już schowało się za horyzontem. Opuszczono więc rolety, zgaszono górne światła, a zamiast nich zapalono kolorowe reflektory. Muzyka stała się żywsza. Tańcząc, Klara co chwilę lądowała koło kogoś innego. Bawiła się świetnie. W końcu jednak stopy zaczęły ją boleć. Podeszła więc do baru i usiadła na stołku.
- Co podać?
- Mohito - odparła, uśmiechając się do barmana. Był całkiem przystojny, więc kiedy wrócił z jej napojem, zagadnęła go.
- Widzę cię tu po raz pierwszy. Od dawna tu pracujesz?
- Od dwóch tygodni. Ja za to widziałem cię tu już parę razy, a z twoją przyjaciółką nawet rozmawiałem - skinął w stronę Suzanne, tańczącej akurat z Bryanem. Klara odnotowała w głowie, żeby pogadać z nim w sprawie domku.
- Nic dziwnego, że nas sobie nie przedstawiła. Ma brzydką cechę chowania dla siebie osób... wartych poznania. Jestem Klara - wyciągnęła dłoń nad barem, uśmiechając się do niego. Ujął ją, śmiejąc się pod nosem.
- Tony.
- A więc, Tony, mieszkasz w naszym miasteczku? - zapytała.
- Przyjechałem do rodziny na wakacje, dorabiam przy okazji.
- Na całe wakacje?
- Może nawet dłużej - puścił jej oko. - Chodzisz tutaj do szkoły?
- Właśnie skończyłam. Na jesieni idę na studia.
- Na tutejszy uniwersytet?
Pokręciła głową.
- Złożyłam papiery do dwóch i na razie czekam.
- Ja studiuje na NYU.
Klara podniosła brwi do góry.
- Nowojorczyk? Nigdy bym nie zgadła.
- Mieszkam tam dopiero odkąd poszedłem na studia. Zaraz wracam.
Klara patrzyła za nim jak szedł obsłużyć jakąś parę. W tym czasie usłyszała odsuwanie stołka i poczuła z boku czyjąś obecność. Odwróciła lekko głowę. Obok niej usiadła kobieta. Trudno było zidentyfikować jej wiek, mogła być przed trzydziestką i równie dobrze po. Długie włosy miała bardzo, ale to bardzo jasne, prawie, że białe. Oczy równie dziwne, jasnoniebieskie i przejrzyste, nawet trochę nienaturalne. Jakby wyczuwając, że Klara jej się przygląda, spojrzała na nią.
- Ty jesteś Klara - rzekła niespodziewanie.
- Tak - odparła. - W czym mogę pomóc?
Kobieta uśmiechnęła się pobłażliwie.
- To ja mogę ci pomóc - sięgnęła do torebki, po czym wyjęła z niej malutki kartonik i wręczyła go czarnowłosej. - Zadzwoń gdy się zdecydujesz.
Po czym najzwyczajniej w świecie odeszła. Klara patrzyła jak przechodzi przez klub, a ludzie mimowolnie robili jej miejsce, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Przy wyjściu kobieta odwróciła się jeszcze, skinęła jej głową i... zniknęła. Tak po prostu. W jednej chwili stała przy drzwiach, a w drugiej już jej tam nie było. Klara potrząsnęła głową. Gdyby nie kartonik z numerem telefonu, mogłaby przysiąc, że całe to zajście było tylko wytworem jej wyobraźni. Wciąż zastanawiała się nad nic niemówiącymi słowami kobiety. Niby na co miałaby się zdecydować? I dlaczego miałaby dzwonić do zupełnie obcej kobiety? Pokręciła głową. To pewnie żart jednego z chłopaków.
- Hej, jubilatko, czemu nie tańczysz? - Bryan stanął koło niej. Klara mimowolnie schowała kartonik z numerem i uśmiechnęła się do niego.
- Też się nad tym zastanawiam - odparła, po czym zeskoczyła ze stołka, złapała chłopaka za rękę i pociągnęła go na parkiet.

***
Hej :D A oto i rozdział pierwszy. W zasadzie, wiele się nie zmieniło, 90% tekstu jest taka sama jak w poprzedniej wersji. Jest to chyba jedyny taki rozdział, jako, że do Klary pasuje, jeśli mogę tak to ująć :) W każdym razie, następne rozdziały są już napisane na nowo, więc oczekujcie ich w kolejne piątki. Mam nadzieję, że rozdział w piątek będzie miłym rozpoczęciem weekendu xD  Co wy na to? 
Szczerze powiedziawszy, nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów. Ten już był publikowany dwa razy i chyba mi spowszedniał, bo nie czuję takich emocji jak przy publikacji zupełnie nowego tekstu. Jestem strasznie niecierpliwa, więc od razu wstawiłabym wszystko co już napisałam. Nie zrobię tego, ponieważ chcę, żeby notki były regularne. Wtedy w przypadku "zawieszki" czy nawału pracy mam już rozdziały ogarnięte i mogę odetchnąć spokojnie, że nie zostawię was bez rozdziału. 
Ojej, ale się dzisiaj rozpisałam ^^ Robi się ze mnie straszna gaduła, jeśli znajdę słuchacza xD Nie zanudzam was więcej. Życzę wam wspaniałego weekendu i oby pogoda dopisała :) 
EDIT: Jeszcze jedna rzecz mi się przypomniała. Jeżeli chcecie być informowani o nowych rozdziałach to oczywiście zapraszam do zakładki 'Informowani' bądź do klikania w Obserwowanych.

piątek, 19 września 2014

Prolog

Cała sala wykonana była z marmuru - podłoga, kolumny podpierające okrągłą kopułę, ściany oraz trzy schodkowe schody, po których schodziło się na niższy poziom. Na samym środku w obręczy, którą podpierały trzy, srebrne nogi, spoczywała ogromna, szklana kula. Przez świetlik w kopule wpadały promienie księżyca i powoli zbliżały się do niej.
W pewnym momencie zza kolumn zaczęły wychodzić postacie. Wszystkie spowite były w szaty w czterech kolorach, odpowiadającym kolejnym żywiołom : niebieska dla wody, zielona dla ziemi, czerwona dla ognia i biała dla powietrza. Każda z nich, oprócz szaty, miała również na szyi wisior zakończony małą szklaną kulą. W każdej kuli zamknięty był konkretny żywioł, odpowiadający kolorowi na szacie.
Postacie zeszły do środka koła i stanęły w okręgu, zostawiając w nim luki. Kiedy tylko ostatnia osoba stanęła, zza kolumn wyszły kolejne postacie, tym razem spowite w srebrne szaty. Ich wisiory składały się z kilku, połączonych ze sobą kul; większość miała jedynie dwie, a tylko kilka kobiet trzy lub cztery. Kiedy dołączyły do reszty w okręgu, nastąpiła cisza. Wszystkie spojrzenia skierowały się na kobietę, która jako ostatnia wyszła zza kolumn. Spokojny, miarowy stukot obcasów ucichł kiedy doszła do kuli. Popatrzyła się po zebranych. Później podniosła wzrok na świetlik. Zaraz się zacznie.
Kiedy księżyc w końcu zrównał się z kulą, zaczęła świecić swoim blaskiem. Odbijały się w niej wszystkie kolory, wydawało się, że w środku szaleje sztorm złożony ze wszystkich żywiołów. To samo działo się z wisiorami. W pewnym momencie kula uniosła się z obręczy i zawisła w powietrzu. Wtedy wszystko zastygło. W szklanej kuli żywioły wciąż toczyły ze sobą walkę, ale zdecydowanie wolniej. Woda zalała całą kulę. Wszystkie spojrzenia skierowały się na starą kobietę. Jej wisior, wypełniony był do połowy wodą, która tak jak w wielkiej kuli zaczęła nagle szaleć, jak morze w czasie sztormu. W obu kuli pojawiła się twarz młodej, roześmianej dziewczyny. Kobieta wpatrywała się w nią póki nie zniknęła. Wtedy ukłoniła się i powoli wycofała ze środka, stając poza kręgiem.
Ceremonia powtarzała się co i raz, kulę zalewał żywioł i pojawiała się twarz. Czasem była to twarz młodej dziewczyny, czasami dziewczynki, a czasami dorosłej kobiety. Kiedy księżyc powoli schodził z kuli i dłuższą chwilę nie pojawiła się żadna twarz, przewodnicząca ceremonii zeszła z powrotem do środka.
- Siostry - nie zdążyła powiedzieć nic więcej, bo przerwały jej zdławione okrzyki i szum za plecami. Kobieta poczuła jak wszystkie żywioły, które w sobie miała budzą się nagle i z ogromną gwałtownością. Spojrzała na swój wisior z czterema szklanymi kulami. We wszystkich szalały żywioły. Kobieta odwróciła się do wielkiej kuli i odeszła kilka kroków. Kulę zalał ogień i pojawiła się twarz młodej, czarnowłosej dziewczyny. Klara. Imię pojawiło się w jej głowie razem z widokiem dziewczyny, tańczącej i śmiejącej się w jakimś barze. Potem wizja zmieniła się. Kulę zalała woda i pojawiła się kolejna twarz. Charlotte. Rudowłosa dziewczyna szła korytarzem, rozmawiała z kimś, a w rękach trzymała książki. Kolejna zmiana i w kulę przysypała ziemia, ukazując kolejną twarz. Anna, ubrana w kelnerski fartuch uwijała się z uśmiechem na ustach pośród stolików. Potem kulę wypełniło powietrze i ostatnia twarz. Katerina. Dziewczyna na scenie.
Potem wszystko umilkło. Księżyc zszedł z kuli, która natychmiast przestała świecić i osunęła się z powrotem w obręcz. Na sali zapanował zgiełk. Kobiety zbijały się w grupki i rozmawiały o tym, co właśnie się stało.
A kobieta, która była tego wszystkiego sprawcą stała na środku, wciąż wpatrując się w kulę i swój wisior ze spokojnymi już żywiołami. 

***
Dobra, zaczynamy od początku. I tym razem uda mi się skończyć tą historię! A jak znów przestanę pisać, to kopnijcie mnie w tyłek, bo inaczej znów będzie to samo. Historia trochę się zmieniła (wiedzą, którzy czytali poprzednią wersję), ale adres zostaje ten sam, żeby w razie czego łatwo można go było znaleźć. A szablon.... cóż, strasznie mi się podoba, więc na razie zostanie, a później, jak odzyskam swojego laptopa, zobaczy się. Może coś stworzę? A teraz wy życzcie mi szczęścia i weny! Ja wam życzę na pewno udanego weekendu :)